Uwielbiam piec ciasta. Tak wiem, nie widać tego na moim
blogu, ale zapewniam, że to prawda:) Ostatnio prawie nic nie piekę, ale
powód jest bardzo prosty. Odkąd mieszkam z moim połówkiem nie mogę tego
robić bo blacha ciasta na dwoje to zabójstwo. A do tego obydwoje
jesteśmy słodyczowymi odkurzaczami. Kiedyś piekłam w każdą sobotę teraz
tylko od święta, ale tęsknię za tym więc dzisiaj trochę inne kokosanki
według mojego przepisu.
Oddzielamy żółtka od białek. Do białek dodajemy szczyptę
soli i ubijamy na sztywno. Następnie stopniowo dosypujemy cukier nadal
ubijając. Do powstałej masy ostrożnie, mieszając łyżką dodajemy żółtka,
obydwie mąki, cukier waniliowy, olej, mak i proszek do pieczenia. Kiedy
masa będzie jednolita przekładamy do formy wyłożonej papierem do
pieczenia. Pieczemy 30-35 w temperaturze 180st. Biszkopt po wystygnięciu
kroimy na prostokąciki o wymiarach mniej więcej 2cm na 6cm. Jeśli są za
wysokie można je przekroić jeszcze raz na pół. Cała niespodzianka w
moich kokosankach polega na tym, że są nadziane słoną masą krówkową:)
Resztę robi się już standardowo, czyli obtacza w masie czekoladowej
powstałej z roztopionej w kąpieli wodnej czekolady i panieruje wiórkami
kokosowymi. Jest z nimi trochę roboty, ale i zabawy:)
Mimo, że nie ma sezonu na bób postanowiłam zaspokoić swoją
zachciankę:) Mrożony smakuje równie dobrze jak świeży. Po zmieszaniu wszystkich
składników wyszedł pyszny zielony, wegetariański gulasz:) Bardzo zdrowy, bo
zielone warzywa są źródłem witamin A, C i E oraz błonnika. Poza tym jedząc
zielone warzywka będziemy dłużej piękni i młodzi.
Bób i groszek sparzamy najlepiej na durszlaku. Z bobu
ściągamy łupinki. Kroimy czosnek w kostkę, chwilę smażymy na patelni. Dodajemy
grubo posiekany szpinak, następnie bób i groszek. Przyprawiamy do smaku solą
pieprzem i miętą. Chwile razem smażymy. Podajemy z plasterkami grillowanego
boczku:)
Kiedy pierwszy raz spróbowałam prawdziwego włoskiego
pesto zakochałam się w nim. Prawdą jest, że dana rzecz smakuje najlepiej
"na miejscu" czyli ryby nad morzem, oscypek w górach, a pesto we
Włoszech. Mimo, że wiele razy robiłam je w domu nigdy nie udało mi się
odtworzyć tego idealnego smaku i zapachu. U nas chyba po prostu bazylia
nie smakuje tak samo. A tam zapach unosi się z daleka zwłaszcza, gdy
widzi się jak miły Pan z ciemną karnacją miesza na poczekaniu
poszczególne składniki w idealnie pachnące pesto. Oj rozmarzyłam się:)
Ale dziś odbiegamy od oryginału i tworzymy coś innego. Przepis wymyślony
z potrzeby zużycia świeżego szpinaku, który został nie wykorzystany i
zaraz by pewnie zżółkł.
* makaron spaghetti,
* 2 garście świeżego szpinaku,
* 2 pęczki natki pietruszki,
* 100g orzeszków nerkowca,
* olej z pestek winogron lub oliwa z oliwek,
* 2-3 ząbki czosnku,
* sól, pieprz,
* ser do posypania np. parmezan,
Makaron gotujemy al'dente. Szpinak i natkę myjemy i osuszmy. Do
wysokiego pojemnika wlewamy odrobinę oleju. Ja użyłam oleju z pestek
winogron bo jest bezwonny i nie zmienia smaku potrawy. Następnie
wrzucamy całą zieleninkę, czosnek i nerkowca. Wszystko traktujemy
blenderem od czasu do czasu podlewając olejem. Konsystencja powinna być
dość zwarta i nie lejąca. Doprawiamy do smaku. Nie bójmy się go lekko
przesolić. Pesto daje się stosunkowo nie wiele do makaronu, tylko tyle
aby go obtoczyło więc musi być dość słone. Makaron i pesto mieszamy
przed podaniem na talerz. Na koniec posypujemy serem, u mnie był to
starty oscypek:)
Jakoś już tak mam, że jak mi coś posmakuje to idę w to dalej:)
Dlatego też po orzotto czas na risotto. Może to trochę monotonne, ale smak
całkiem inny i wcale nie jest nudno:) Wręcz odwrotnie to świetna zabawa zrobić
coś podobnego, a jednocześnie całkowicie różniącego się od poprzedniego:) Ale
namieszałam:) Szkoda gadać, trzeba się brać do roboty.
Na patelnie wlewamy oliwę, dodajemy pokrojone w kostkę cebulę i
bulwę kopru. Chwilę smażymy. Następnie wsypujemy surowy ryż. Arborio jest do
risotta najlepszy bo ma najwięcej skrobi, a w dodatku jest większy i
smaczniejszy. Kiedy ryż delikatnie się zeszkli wlewamy wino. Doprawiamy solą,
pieprzem, tymiankiem i papryczkami. Dodajemy cukinię pokrojoną w pół krążki i
zieloną fasolkę. Kiedy wino odparuje zaczynamy systematyczne podlewanie wywarem.
Mieszając uzupełniamy płyn do momentu aż ryż będzie miękki. Następnie dodajemy
posiekany szpinak i masło. Wszystko jeszcze chwilę smażymy. Risotto gotowe!!!
Wyszło wspaniałe. Lekko pikantne, ale z umiarem. Podałam je z grillowanym filetem
z kurczaka. Palce lizać:)
Z różnych powodów, nieco większych i nieco mniejszych koniec diety.
Nie ma się co rozczulać. Można za to próbować jeść zdrowiej. Dlatego też dziś na
obiad orzotto czyli risotto z kaszy. Kasza na pewno zdrowa, a całe danie nie ma
wiele kalorii.
Cebulę kroimy w kostkę i smażymy
na oliwie. Dodajemy pokrojone grzyby. Mogą być mrożone lub tak jak u mnie
suszone (mrożone odmrażamy, suszone namaczamy). Po chwili dodajemy suchą, surową
kaszę i mieszając od czasu do czasu smażymy, aż wszystkie ziarenka obtoczą się w
oliwie. Następnie zalewamy winem. Doprawiamy do smaku solą, pieprzem i
rozmarynem. Jeśli wasz wywar tak jak mój jest już słony można się wstrzymać z
soleniem na koniec. Kiedy wino odparuje wlewamy po jednej chochelce wywaru co
jakiś czas. Kiedy kasza wszystko wypije dolewamy i tak w koło do momentu aż
będzie miękka. Na koniec dodajemy posiekaną natkę pietruszki i łyżeczkę masła.
Można podawać jako samodzielne danie lub jako dodatek np. do
mięs.
Ryba nie tylko zdrowa, ale też smaczna. A w towarzystwie warzyw
jeszcze bardziej. Szukanie dań na diecie jest trudniejsze niż normalnie. Nagle
wydaje się, że już mamy pomysł, a za chwile okazuje się, że zawiera jakiś
składnik który jest zakazany i nie da się go niczym zastąpić. Dołuje, ale stając
na wadze wraca optymizm:) 23 dni i ponad 6kg w dół! To jest dopiero motywacja:)
Tak więc pogłówkowałam nad obiadem i padło na rybę i porządki w lodówce. A co
wyszło? Ryba zapiekana z warzywami:)
Rybę nacieramy solą i pieprzem. Warzywa kroimy
dowolnie. W paski, kwadraty, trójkąty czy jak kto lubi:) Pomidory można sparzyć,
obrać ze skóry i usunąć gniazda nasienne. Dzięki temu będzie mniej wody której i
tak sporo "wyjdzie" z warzyw. Wszystkie pokrojone witaminki mieszamy w misce z
przyprawami, sosem i posiekaną bazylią.
Naprzemiennie z rybą układamy je w naczyniu żaroodpornym i
wsadzamy do piekarnika nagrzanego do 200st na jakieś 40-50 min. Ryba świetnie
przejdzie smakiem i zapachem warzyw. Będzie mięciutka i kruchutka. Danie świetne
dla osób które niezbyt lubią smak i zapach ryby. Warzywa go nieco
usuwają.
Tak bardzo posmakowały nam placuszki szpinakowe, że postanowiłam
iść za ciosem i zrobić je tym razem z cukinii. Niby znów placki z gulaszem, ale
jakże inne w smaku. Tym razem bardziej egzotycznie bo z kurczakiem doprawionym
curry.
SOS * podwójna pierś z kurczaka, * 2 duże cebule, * curry,
* skrobia kukurydziana, * pół szklanki mleka (u nas o%), * sól,
pieprz,
Cukinię myjemy, wycinamy gniazda nasienne, nie obieramy
ze skóry. Ścieramy na tarce jarzynowej. Solimy i odstawiamy. Pora drobno kroimy.
Po pewnym czasie odciskamy cukinię z soku który powstał po nasoleniu. Mieszamy z
porem i resztą składników. Otręby dodajemy w razie konieczności, jeśli chcemy
aby masa była gęstsza. Smażymy na rumiano. U nas bez tłuszczu:) Pokrojony w
kostkę filet z kurczaka dzień wcześniej lub co najmniej 2-3 godziny wcześniej
obsypujemy curry i ziołami. Odstawiamy do lodówki. Cebulę kroimy w pół krążki i
smażymy na suchej patelni. Dodajemy filet i chwilę razem dusimy. Można dolać
odrobinę wody. Doprawiamy solą i pieprzem. Do mleka dodajemy 1-2 łyżeczki skrobi
i wlewamy na patelnię. Kiedy sos zgęstnieje zestawiamy na bok. Polewamy placki i
można jeść:) Pychotka:)
Chcąc zrzucić kilka(naście) kilogramów potrzeba wielu wyrzeczeń,
niestety. Ale trzeba sobie umilać te chwile i kombinować alternatywy dla pewnych
dań, żeby mieć poczucie, że nic sobie nie odmawiamy:) Tak też było z tym daniem.
Naszła mnie ogromna ochota na placki ziemniaczane po zbójnicku. No ale cóż,
ziemniaki są zabronione. Trzeba było je czymś zastąpić. Szpinak. Tak, to jest
to. Nie dość, że zdrowy bo ma dużo żelaza to jeszcze go lubię:) Tak więc
powstały prawie placki po zbójnicku:) Wiem, prawie robi wielką różnicę:) Ale
wyszły naprawdę smaczne.
Odmrożony szpinak odciskamy z nadmiaru wody.
Dodajemy resztę podanych składników i wyrabiamy do uzyskania jednolitej
konsystencji. Otręby dodajemy dopiero w momencie kiedy masa będzie zbyt rzadka,
nie może też być za gęsta. Powinna być taka jak na tradycyjne placki
ziemniaczane. Z racji naszych ograniczeń smażyłam je na suchej patelni, ale
jestem pewna, że na oleju czy oliwie będą jeszcze smaczniejsze. Chcąc uniknąć
nadmiernego wysuszenia przykryłam je pokrywką i smażyłam na średnim ogniu. W
między czasie przygotowywałam sos. Cielęcinę dzień wcześniej pokroiłam i
zasypałam przyprawą oraz ziołami. Czosnek i cebulę pokrojoną w kostkę
"podsmażymy", dodajemy aromatyczne mięso, dusimy około 20 minut. Następnie
wrzucamy pokrojoną w paseczki paprykę i dusimy jeszcze jakieś 5-7 min. Zalewamy
wodą i gotujemy. Ja zalewam zawsze wrzątkiem żeby nie przerwać gotowania. Kiedy
mięso jest miękkie dodajemy 3-4 łyżki jogurtu zmieszanego z 1-2 łyżkami skrobi i
szczyptą soli. Tak zagęszczony sos doprawiamy do smaku i gotowe:)